czwartek, 3 kwietnia 2008

początek dramatu...

Przebierałem widelcem po talerzu wybierając większe pierogi, i chociaż nie smakowały jak te "u babuni", to przecież wilczy apetyt musiałem czymś nakarmić... Gdy z talerza zniknęła mniej więcej połowa, a w oddali pokoju żegnał się ze mną Tomasz Lis (na żywo), weszła Ewa.
- Pawełku, muszę wyjeżdżać.
-?
- Nie dali mi stażu.
- Dlaczego?
- Bo skończyłam studia rok i tydzień temu. Nie podoba mi się to, przecież złożyłam papiery 3 tygodnie przed terminem, kiedy miał minąć rok od obrony.
- No tak, ale oni mają miesiąc na rozpatrzenie wniosku... Ale co, byłaś w urzędzie dla obcokrajowców?
- Byłam
- I co?
- No i kobieta powiedziała, że nie mam podstawy do karty. Musiałabym zdobyć stałą pracę.
- A nie zatrudnią Cię legalnie w wydawnictwie? Przecież mówiłaś, że Leon podpisze z Tobą umowę, jak skończysz staż. Nie mogą tego zrobić teraz?
- Pytałam, ale wiesz Paweł, ile tam trzeba załatwiać papierków? Ponad dwadzieścia różnych zaświadczeń, numerów, itd. Leon powiedział, że oni nie mają na to czasu. Zresztą wiesz... Jego żona przechodziła coś podobnego, tylko że to były trochę inne czasy.
- No dobrze, a Karta Polaka?
- Paweł!
- Przecież można to jakoś rozegrać!
- Nie mam pochodzenia!
- Ewuniu! Ale jesteś Polką!
- Jestem Ukrainką, pokazać ci paszport?!
- Ale mi mówisz, że w sercu czujesz się Polką, że się zakochałaś w tym kraju. Na Ukrainie w Twoim pokoju jest mapa Polski, wozisz ze sobą flagę, płakałaś za papieżem Polakiem, brałaś udział w przygotowaniach uroczystości trzy lata temu! Mieszkasz tutaj już siódmy rok, więc musi to mieć znaczenie. Zadzwonimy do konsula, pogadamy, albo... do Związku Polaków na Ukrainie, oni wydają zaświadczenia, że działałaś na rzecz polskości. Byłaś przecież harcerką, prawda?
- Byłam, dawno, dawno temu.
- ZHP?
- Tak.
- No widzisz, pogadamy, mogę do Lwowa pojechać, jakoś się uda.
- Wiesz jakie są tam kolejki?
- Wiem, możemy pogadać z Twoim proboszczem. Przecież cię zna. Parafie zgłaszają ludzi, którym wyrabia się kartę.
- Nie spełniam tych wymagań. Wyraźnie piszą, że trzeba w ciągu ostatnich lat angażować się w działalność na rzecz organizacji, albo na rzecz języka polskiego. A ja przecież żyję w Polsce. Będę musiała wyjechać!
- Skończ z tym. Nie pozwolę Ci nigdzie wyjechać. Nie wiem jeszcze co, ale coś wymyślimy.
- Czym ja przewiozę swoje rzeczy?
- Przecież nigdzie nie jedziesz!
- Już to widzę, plecaczek, i granica w Medyce. Paweł! Wyobrażasz to sobie? Przecież jak pojadę, nie prędko dadzą mi wizę. Nie mam na to już siły. Przez siedem lat to samo... Papiery na kartę, czekanie, modlenie się, czekanie, przychodziła karta, później znowu! Ja już nie mam osiemnastu lat by ciągle się w to bawić.
- Ewuniu, damy radę. Pobierzemy się.
- No może kiedyś... Jak będziesz mniej uparty, bo ta cecha mnie dobija.
- Eh, też masz takie cechy, a nie przeszkadza mi to...
- No bo Ty jesteś na na maksa zakochany, a ja ciągle mam jakieś wątpliwości... choć teraz... hmm myślę, że chciałabym mieć takiego męża... Więc proszę mi przyjść nie wcześniej niż za pół roku z kwiatami, pierścionkiem i pogadamy.
- A gdybyśmy wzięli cywilny? Tak, by rozwiązać Twoje problemy, by spać spokojnie bez nerwów, by nie pracować nielegalnie, by nie kłamać... Nikt by się nie dowiedział. Przecież chcemy być razem, prawda?
- Prawda, ale ja bym chciała konkordatowy, jeden, prawdziwy, w białej sukni, ale na to za wcześnie.
- No, ale przecież będziesz miała w białej sukni. Jeśli nic między nami się nie zepsuje, to się pobierzemy w kościele. A póki co, będzie to troszkę coś więcej niż moja pomoc.
- Nie
- Ale...
- Nie mów mi już nic więcej, bo się na to zgodzę.
- Powiem Ci tylko jedno. Możesz wybrać życie z ciągłym wymyślaniem co by zrobić, żeby zostać, i żeby nikt nie zauważył, że czegoś ci brakuje, albo możesz zrobić tylko raz coś co nie w 100% będzie zgodne z rzeczywistością. Nawet nie mogę powiedzieć o kłamstwie, bo to nie będzie kłamstwo. Nie mogę powiedzieć o "fikcyjnym ślubie", bo to nie będzie fikcyjny ślub. Tyle...

Wyszedłem, zjadłem do końca pierogi. Po paru minutach poszedłem do jej pokoju.
- Jutro jeszcze idę do urzędu, pójdziesz ze mną, czy znowu masz laborki? - zapytała.
- Pójdę, mimo, że mam.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Przypadkowo trafilam na waszego bloga:) podoba mi sie bardzo, zamierzam przezcytac od samego poczatku (ale nie w ciagu jednego wieczoru;).
Jestem bialorusinka, juz 6 rok mieszkam w Polsce, wiem, ile nerwow i zdrowia kosztuje czasem przedluzenie legalnego pobytu na terenie RP i wiele innych spraw. Zycze wam wszystkiego dobrego z calego serca!
*lina