czwartek, 17 kwietnia 2008

Konsulat Generalny Ukrainy

Mieliśmy śliczną pogodę we wtorek, nie to co dzisiaj. Szedłem tak wzdłuż budynków uczelni, gdy zadzwoniła Ewunia.

- Cześć Paweł, chciałam Ci się pożalić.
- No dawaj.
- Stoję przed konsulatem. Strasznie dużo ludzi, a ja stoję na zewnątrz. I nie wiem co tam się w środku dzieje, co robią. Nie wiem ile tu jeszcze wytrzymam. Poza tym muszę iść do wydawnictwa. Wspominałam ci, że możesz mieć zlecenie?
- Jakie?
- Mamy katalog w pdfie, trzeba go przerobić, wpisać to moje tłumaczenie, dasz radę?
- No nie wiem, do tego trzeba porządnych programów, ale rozejrzę się, może są jakieś free.
- Myślę, że warto trochę nad tym posiedzieć, bo Leon szuka kogoś do tej edycji, ale strasznie dużo żądają.
- Ile?
- Ponad tysiąc za niemalże 40 stron.
- Dobra, posiedzę nad tym. No a co z tym... Halo? Ewuniu? No tak, telefon padł.

(...)

Wieczór był spokojny, taki ciepły. Ewunia przyszła zadowolona po dniu pracy.
- Wiesz, Leon chce zacząć procedurę załatwiania mi zezwolenia na pracę. No i mu powiedziałam, że się chajtamy.
- Bardzo się cieszę, że Cię cenią. No, ale oszczędzisz mu roboty! Jak tam konsulat?
- Dobrze, dali mi urzędowe papierki, pani na mnie nawet nie spojrzała, ale nie muszę jechać na Ukrainę. Zmieniły się te przepisy, wszystko można załatwić w Polsce.
- No, to jest bardzo dobra wiadomość.
- Tak więc poproszę od Ciebie tłumaczenie dowodu i aktu urodzenia.
- Poszukam tłumacza w necie, może uda się znaleźć poniżej 50 złoty.

(chyba raczej się nie uda...)

Brak komentarzy: