poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Ujednolicenie...

Byliśmy w komunistycznym urzędzie stanu cywilnego, w naszym mieście. Grupka kłócących się ludzi, nie zwracamy na nich uwagi. Przechodzimy dalej, do poczekalni przed pokój w którym zadecydują się nasze losy. Wychodzi z niego kobieta, z którą zamieniłem kilka zdań. Po piętnastu minutach zostaliśmy poproszeni.
- Słucham państwa - urzędniczka popatrzyła na nas jakbyśmy w czymś jej przeszkadzali.
- Chcielibyśmy wziąć ślub, w naszym przypadku międzynarodowy.
- Pan jest...
- Jestem Polakiem.
- Proszę dowód i skrócony akt urodzenia - Kobieta wzięła moje dokumenty, rzuciła okiem, spojrzała na Ewunię. - A pani?
- Mam obywatelstwo ukraińskie. - Ewunia podała jej paszport, i resztę papierów. Urzędniczka zaczęła przeglądać.
- No tak, taaaak, będziemy mieli problem z ujednoliceniem danych... Proszę wyjść ze mną, muszę zapytać kierownika.
Wyszliśmy wyproszeni z gabinetu, Ewunia pozwoliła sobie w czasie nieobecności urzędniczki na kilka dobitnych określeń co o tym wszystkim sądzi.
Proszę za mną - zwróciła się ponownie rudowłosa urzędniczka otwierając ponownie drzwi pokoju.
- Musi pani pozyskać świadectwo urodzenia po ukraińsku i dopiero je przetłumaczyć, bo mamy nieścisłość danych.
- Ale proszę pani, przecież mam oryginalne świadectwo, czy jest ono nieważne?
- Jest ważne, ale proszę pozyskać takie (ukazała nam ksero ukraińskiego dokumentu).
- Rozumiem, że chodzi o tłumaczenie imienia ojca Ewy? - zapytałem.
- Tak, nie mogą być dwa imiona.
- Proszę pani, ale Nikołaj i Mykoła to równoważne imiona. Po polsku znaczą nie mniej nie więcej Mikołaj. Można przecież sprawdzić w książkach z imionami.
- Proszę pana, my nie możemy się domyślać, więc proszę postarać się o ten dokument.
- Zdaje sobie pani sprawę, że przez taką biurokrację stracimy jakieś 300 złoty? Bo to wyrzucenie pieniędzy w błoto.
- Ja panu nic nie poradzę, jeśli chce pan, proszę iść do kierownika.
- A owszem, dziekuję, i do widzenia.

Wyszliśmy na korytarz, po czym skierowaliśmy się do gabinetu dyrektor. Próbowaliśmy ją jakoś przekonać co do naszych racji, nie udało się.
- W takim razie załatwię inne tłumaczenie (specjalnie zaakcentowałem słowo "załatwię".
- Co to znaczy załatwię?
- Mówię Pani, że to kwestia tłumaczenia. Nie będziemy jechać na Ukrainę, albo włóczyć się po konsulatach, aby dostać ujednolicenie imienia.

Opuściliśmy jej pokój, wyszliśmy z urzędu.

- Pawełku, nienawidzę tej biurokracji, tych urzędów. Zawsze przypomina mi się w takich chwilach: "My mamy prawo, a według prawa powinien umrzeć". I zabili Jezusa... A ja ile już nerwów straciłam, nie mam już siły na to.
- Jadę do tłumacza.
- Po co? Przecież on nic nie może zrobić. Mogę zadzwonić z Twojego telefonu do mamy? Zapytam, może mi weźmie świadectwo urodzenia.
- Pewnie. Tylko zadzwonimy przez ten tani numer esiptelu, żebyśmy się z torbami nie puścili.

Ewunia zadzwoniła, pogadała... Święta na Ukrainie, do dziesiątego wolne, nic się nie załatwi.
- Ewuniu, jadę do tłumacza, załatwię coś!
No i załatwiłem, wystarczył dopisek: Nikołaj (=Mykoła w języku ukraińskim). Tłumacz zapewnił, że w takiej konfiguracji nie powinni się przyczepić, a my zrezygnowaliśmy z USC w wielkim mieście, jedziemy do małych gmin!

Brak komentarzy: