poniedziałek, 5 maja 2008

Pani kierowniczko!

Wstaliśmy dzisiaj wcześnie rano, aby jak najszybciej pojechać do M-ic. Na miejscu byliśmy kilka minut po godzinie ósmej. Wielkie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że "pani kierownik rozpoczyna dziś pracę o 9.00". Nigdzie nie było takiej informacji, a do wróżki nie chodzimy, więc mieliśmy dobre czterdzieści minut na spacer w deszczu.
W końcu wskazówki zegara nieśmiało zbliżyły się do godziny, zero, a my, równie nieśmiale podeszliśmy do urzędu. Czekaliśmy w korytarzu jeszcze kilka minut, zanim nas poproszono, w końcu usiedliśmy, w równie krępującej odległości do pani kierowniczki, jak poprzednio. Usłyszeliśmy to samo pouczenie co w środę, że Ewuni kończy się wiza, i musi koniecznie mieć nową, gdyż w przeciwnym razie nie będziemy mogli wziąć ślubu. Pani dyrektor, przepraszam, pani kierownik, nie zważała na próby skrócenia tej mowy, pokusiła się nawet, aby przytoczyć nam jakieś rozporządzenie. Następnie jedna z pań, wpisała wszystkie nasze dane do komputera, wykonała wydruk i poprosiła o podpisanie oświadczenia o braku przeszkód. Później przystąpiliśmy do bardziej przyjemnych spraw... wpłata w kasie 84 złoty. Wróciliśmy do pań w gabinecie i poprosiliśmy o zaświadczenie o potwierdzeniu złożenia dokumentów, abyśmy mogli starać się o wizę. Pani dyrektor zleciła przygotowanie podania o wydanie tegoż dokumentu, następnie o wpłacenie 26 złoty do kasy.
Gdy wróciliśmy z kwitkiem, usłyszeliśmy na korytarzu hałas, bo wydawane dźwięki nie ośmielę się nazwać śpiewem. Wszedł pewien pijany, chyba tatuś nowonarodzonego, i śpiewając: "Pobłogosław Jezu drogi" oznajmił swoją obecność w USC. Panie poprosiły go o poczekanie w kolejce, a ja pomogłem otworzyć mu drzwi.
Wreszcie otrzymaliśmy zaświadczenie i radosnym krokiem wyszliśmy na ulice M-ic. Troszkę pomyliliśmy drogę, gdy Ewuni zadzwonił telefon.
- Tak, aha, tak, tak, dobrze.
- Paweł, musimy wracać. Pani zapomniała o czymś ważnym w zaświadczeniu co powoduje jego nieważność.
- No to trudno, wracamy.
- Czekaj, muszę odwołać dzisiejsze korepetycje, bo przecież nie zdążymy.
Ewunia napisała sms'a, gdyż "uczeń" nie odbierał. Po kilku minutach doszliśmy do gabinetu pani dyrektor.
Śmiać i kląć chciało się nam, gdy zobaczyliśmy ten bardzo ważny brak powodujący nieważność zaświadczenia. Nowe zaświadczenie różniło się wzmianką: "gdyż wiza kończy się pani Ewie"... i tu nastąpiła data...
Pozostaje spytać, czy wszyscy urzędnicy są tacy, eh...

Brak komentarzy: