sobota, 12 lutego 2011

Zmiany...

Życie pisze nowe scenariusze. Już myślałem, że nie będzie ciekawych tematów do publikacji na blogu, a jednak! W sierpniowe południe pobraliśmy się. Nasze fikcyjne małżeństwo zaczęło stawać się prawdziwym. Minęło prawie pół roku od tego wydarzenia...
Sobota, dość ciepła jak na środek zimy... Ewunia zdecydowała, że korzystając z okazji pojedzie do Iwano-Frankowska. Wiedziała, że nie może sprawić większej niespodzianki swojej mamie, niż odwiedziny - niespodzianka. A była okazja. Znajomy ksiądz jechał z naszą znajomą na ukraińskie tereny.
Wyjechałem po Ewunię, która tego dnia miała jeszcze popracować.
- Założyłaś coś?
- Jedno konto i kartę. Pan przyszedł co prawda po gotówkę, ale nie miał zdolności. Założenie konta zmieniło nieubłagany "SYSTEM" i może się cieszyć goldem. Mam nadzieję, że będzie umiał z niego korzystać -tu dostałem mocnego szturchańca, sugerującego, że nie idziemy na przystanek - Paweł, idziemy do sklepu!
- Do sklepu?
- Po kiełbaski! Mama prosiła mnie żebym jej kiełbaski kupiła.
Poszliśmy po kiełbaski... Wyszliśmy z kilogramem gołdy, dwoma kilo salami, i siatami jabłek, woreczkiem pieczarek i rachunkiem na ponad stówę.
- Na Ukrainie nie kupisz jabłek w takiej cenie! I takie ładne! Duże, okrągłe, ale się cieszę. Tylko proszę cię, nie obijaj mi pieczarek jabłkami! A zresztą, daj mi tę siatkę.
Zostałem pozbawiony siatki z pieczarkami, a najchętniej oddałbym tę z jabłkami. Foliówka zaczęła wrzynać się w zimne ręce, bez rękawiczek, a zachodzące słońce jakby z zemsty nad zapominalskim zmarzluchem zabierało resztki ciepła. Podjechaliśmy parę przystanków do innego sklepu, aby kupić wreszcie kiełbaski.
- A pamiętasz, że obiecałeś kupić mi test?
- Ewuniu!
- Nie mogę w takiej niepewności jechać na Ukrainę. A jak jestem w ciąży?
- Kupię ci dla świętego spokoju, niemniej uważam rzecz wręcz nieprawdopodobną, bo w tym miesiącu nie było ku temu okazji.
- W tym nie, ale w zeszłym.
- Taaak, a później dostałaś okres.
Moje przeciągliwe taaak nie zadziałało kojąco. "Bo ty zawsze masz rację"... słyszałem przez najbliższe kilka minut. Miałem też rację, gdy na przystanku stanęli kanary. Mimo to wsiedliśmy do autobusu.
- A legitymacja podbita, proszę odwrócić! Proszę dokument!
Kontroler wziął plastik i nic nie mówiąc zaczął wypisywać opłatę dodatkową.
- Proszę pana. Wie pan... Ależ Panie... Tak jestem studentem. Pokaże indeks... Ewuniu masz mój indeks? Zresztą, musimy wysiadać, wie pan? Tu jest mój przystanek, wysiądźmy i pogadamy.
- Dobra idź pan! - kontroler oddał dokument. Poczułem ulgę. Swoją drogą, muszę przejść się do dziekanatu...
Poszliśmy jeszcze do apteki, gdzie otrzymałem informację, iż pod drzwiami naszego mieszkania czeka pan mający wyczyścić piecyk gazowy.
- Ewuniu, przepraszam, zapomniałem o nim.
Pobiegłem do domu, pan rozkręcił sprzęt, pokrzyczał, powymyślał, pozakładał nowe uszczelki, nowe śruby. ile? 50? A nie 150? Nie, nie przesłyszałem się. 50! Kurczę, przyjechał z innego miasta, i wziął 50. Przyszła Ewunia... Zbieramy się. Tu siata, tu plecaczek... Popakuj to mięso na dno, żeby nie rzucało się to tak w oczy celnikom. Będzie ci przykro, jak zabiorą... Proszę...
- Paweł, muszę się umyć, sorry... najwyżej ksiądz poczeka trochę... Ewunia zniknęła na kilka minut. Gorąca woda ze świeżo-czyszczonego piecyka choć przez chwilę rozluźniła spięte od paru tygodni ciało. Napięcie przedmiesiączkowe trwało zbyt długo, a jeszcze te problemy z jelitami, czy żołądkiem, pracadompracadom, mąż pracujący wieczorami, mąż próbujący zdać sesję... Kropla za kroplą, zapach moreli przygłuszał myśli o ciężkiej podróży... I jeszcze to: małe pudełeczko, na nim uśmiechnięta twarz dziecka. Otworzyła opakowanie. Na podłogę spadło plastikowe naczynko. Podniosła postawiła na brzeg wanny. Wkrótce zapełniło się odrobiną moczu. Oderwała folię zabezpieczającą, na plastikowy przedmiot nałożyła dwie krople słomkowej cieczy. A jak jestem w ciąży? Trochę za wcześnie... Jakby mieć mieszkanie, swoje własne, bez cudzych ludzi... Mieć kartę stałego pobytu... Żeby mama mogła przyjechać, tak po prostu, żeby nie trzeba było załatwiać co chwilę tych zaproszeń... Paweł nie ma normalnej pracy... Spóźniony okres już dziesiąty dzień... Wolę być w ciąży niż mieć problemy z zanikiem miesiączki... Wiele myśli przebiegało przez głowę, szum wody lekko uspokajał w końcu otworzyły się drzwi.
- No Gołaś, aleś mnie urządził - Dostałem do rąk plastikowy przedmiot, w okienku dwie czerwone kreski.
- Będziesz mamą!
- Gołaś, no co ty, rozumiesz co się stało?
- Rozumiem. Ja się cieszę. Sebastian i Hania też zaszli w najmniej korzystnym momencie, a jak patrzę na chrześnicę, to chciałbym mieć takiego malucha.
- No i będziesz miał... Kurde, dzwonię do Ani.
- Anka, jestem w ciąży. No tak! Dwie kreski. Ale... No nie rozumiem, to chyba trzeci miesiąc. Miałam... No tak... Też tego nie rozumiem. Ale numer... Cieszy się, nie wiem z czego...
Odłożyła telefon położyła się w ręczniku na materacu. Ściągnąłem ręcznik odsłaniając podbrzusze:
- No to jest nas troje, ewentualnie czworo... albo pięcioro...
- Gołaś! Nie wolno ci denerwować kobiety w ciąży. Znając ciebie i twoje ruchliwe plemniki, to pewnie zrobiłeś mi bliźniaki - Na twarzy Ewuni strach mieszał się z uśmiechem, uśmiech ze zdziwieniem, zdziwienie z radością... - Gdzie będziemy mieszkać? Utrzymasz nas? Wiesz, że może urodzić się we wrześniu?
- Za dużo pytań na raz, chodź, utulę cię i się zbieramy, zaraz musisz wychodzić.
Wkrótce przyjechał ksiądz Wojciech, Ewunia wsiadła do samochodu...

Brak komentarzy: